Grupa uczniów z klas drugich naszego LO czekała z wielką niecierpliwością na 22 września. Był to dzień wyjazdu na tygodniową wymianę do partnerskiej szkoły (Lorsensschule) w Schleswigu (Niemcy), której nadrzędnym celem była praca nad wspólnym projektem pt. “Morze Północne”. Podobnie jak w latach poprzednich jego koordynatorem była dyrektor Gudrun Hinz. Na wyjazd zadeklarowało się 12 osób tj.: Karolina Semeniuk, Nikolina Rudzińska, Katarzyna Łosiak, Ewa Norowska, Ewelina Romankiewicz, Julita Książek, Natalia Zalewska, Martyna Kozikowska, Łukasz Wróblewski, Maciej Kotlarski, Kamil Gietek i Maciej Parzych. Oczywiście byli z nami opiekunowie: mgr Aneta Kijora i mgr Jerzy Karwowski.
Odjazd zaplanowany był na godzinę 12.00. Każdy stawił się punktualnie i nerwowo zastanawiał się czego zapomniał. Wreszcie, gdy nadjechał autobus i nie było już odwrotu, wsiedliśmy wszyscy i staraliśmy się zająć najlepsze miejsca na tą długą podróż. Na stacji były nasze rodziny, które chciały nas pożegnać. I oto zaczęła się podróż w nieznane. Ciekawe doświadczenie… Nowe znajomości… Można powiedzieć: nowe życie u boku obcych rodzin. Chcieliśmy jak najszybciej znaleźć się na miejscu! Jednak nie było łatwo… Podróż trwała aż 21 godzin! Około godziny 9.00 kolejnego dnia, tj. 23 września byliśmy na miejscu! Od razu po wyjściu z autobusu zobaczyliśmy grupę młodzieży. Byli to właśnie nasi nowi opiekunowie. Zostaliśmy przez nich oraz dyrektora szkoły bardzo mile powitani. Następnie każdy odnalazł osobę sobie przypisaną i pojechał do “domu”. Część osób stresowała się nowymi warunkami. Każdy zastanawiał się jak to będzie wyglądało. Czy sobie poradzimy? Wszystko takie obce! Przede wszystkim język! Od tej pory nasza znajomość niemieckiego była najważniejsza. O języku polskim mogliśmy już na pewien czas zapomnieć. Pierwszego dnia mieliśmy czas na zapoznanie się z nowymi “rodzinami” i najbliższym terenem. Wieczorem zaś, u jednego z naszych nowych znajomych, odbyła się impreza powitalna. W sobotę cały dzień spędziliśmy w Hamburgu, zwiedzaliśmy, zwiedzaliśmy i jeszcze raz zwiedzaliśmy. Oczywiście był też czas wolny na zakupy. Tego dnia odbywał się mecz piłkarski i w drodze powrotnej pociąg zajęty był przez kibiców. Z chęcią zapoznaliśmy się również z nimi. Śpiewaliśmy nawet piosenkę na cześć ich drużyny. Niedziela była dniem rodzinnym, który każdy spędził w swoim domu, a wieczorem odbył się grill u Judith. Każdy z nas zapamiętał z tego spotkania na pewno moment odpędzania deszczu. Siedzieliśmy w ogrodzie, grillowaliśmy, aż niespodziewanie zaczęło padać. “Niemiecka mama” wyszła z domu i poradziła abyśmy złapali się za dłonie, utworzyli krąg, spojrzeli w najjaśniejszy punkt na niebie, następnie zamknęli oczy i myślami przepędzili chmury. Najpierw pomysł wzbudził w nas śmiech, jednak po chwili, ku zdziwieniu wszystkich, deszcz przestał padać. Od tego momentu zaczęliśmy wysnuwać różne wnioski i historie o czarownicach itp. Myślę, że był to wesoły incydent o którym długo nie zapomnimy. W poniedziałek rano (26 września) odbyło się oficjalne powitanie naszej grupy w Starostwie Powiatowym w Schleswigu przez starostę Joerg-Dietrich Kamiscke. Reszta dnia przeznaczona była na zwiedzanie zabytków, kościołów, zamków itp. A wieczorem kręgle! Następny dzień był urządzony na sportowo. Rowery… Nie wszyscy byliśmy zachwyceni tym pomysłem. Jednak są plusy każdej sytuacji. Również i tu było sporo śmiechu. Pokonaliśmy sporą trasę, zwiedziliśmy Husum, trafiliśmy również na odpływ Morza Północnego. Powoli nasza podróż dobiegała końca. W kolejnych dniach zwiedzaliśmy okolice Schleswiga, chodziliśmy do muzeum, cały czas byliśmy zajęci. Zwiedziliśmy również ratusz i spotkaliśmy się z prezydentem naszego miasta partnerskiego.
Wreszcie, a dla niektórych niestety, nadszedł dzień odjazdu. Pożegnaliśmy się serdecznie z grupą naszych zagranicznych przyjaciół, zaprosiliśmy ich do siebie i pełni wrażeń wsiedliśmy w autobus do Pisza. Każdy z nas stęsknił się już za domem i nareszcie docenił znaczenie słowa Polska. Tą wyprawę będziemy wspominać na pewno miło. Dużo wspomnień będzie na naszych twarzach wywoływało uśmiech. Uważam, że mamy małe zaległości w języku niemieckim, które z czasem pani A. Kijora na pewno skoryguje. Jednak musieliśmy sobie jakoś radzić i w momentach, gdy występowały problemy z wysłowieniem się, przechodziliśmy na język angielski, który jest chyba bardziej uniwersalny. Wyjazd ten pokazał nam inną kulturę, ludzi i charaktery. Byliśmy zdziwieni dbaniem o porządek, gościnnością, uprzejmością Niemców. Mimo wszystko: “wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”.
Martyna Kozikowska
Dodaj komentarz